top of page

17th century stories

Kartka z pamiętnika Basi Sz.

Mój pamiętnik – wrzesień 1666 roku

 

Pięknego jesiennego dnia,  dokładnie 2 września 1666r.  siedziałam sobie przed moim domem i przyglądałam się pracy w pobliskiej piekarni. Pracownicy krzątali się jak co dzień, ludzie szybko kupowali najpotrzebniejsze rzeczy i nie ociągając się wracali do domów. Po dłuższej chwili znudziło mi się moje  zajęcie i postanowiłam pójść na spacer mimo, że nie było to zbyt roztropne. Chodziłam po wąskich uliczkach Londynu spacerując wśród drewnianych domów. Poszłam  na obrzeża miasta a tam niektóre domy były przykryte słomą, ludzie hodowali zwierzęta i można byłoby  poczuć się jak na wsi gdyby nie widok chorych ludzi, którzy na widok nieznajomych uciekali do swoich domów. Wiedziałam co było przyczyną takiego zachowania – bali się zarazy…

Wszyscy chodzili szybko i bacznie obserwowali pozostałych. Nagle z jednego z domów wybiegł pies, który zaczął głośno ujadać i biegł w moim kierunku. Odwróciłam się i chciałam uciekać, lecz drogę zastąpił mi starszy mężczyzna na twarzy którego widać było ślady choroby… Chciałam go ominąć lecz on nadal zastępował mi drogę ucieczki i niewyraźnie wyszeptał:

    - Dzień dobry śliczna dziewczynko. Czy czasami nie zgubiłaś drogi do domu? Zabiorę cie ze sobą no… chyba że… wyleczysz mnie ze strasznej choroby. Co ty na to?

Źle o nim pomyślałam i powiedziałam do niego:

    - Nie. Bardzo panu współczuję lecz nie mam czasu ani pomysłu wyleczenia pańskiej choroby. Nagle zza drzew wyskoczyły groźne psy, które zaczęły mnie gonić. Długo uciekałam pomiędzy domami, budynkami i drzewami. W końcu nie było już za mną ogromnych psów… chyba się zgubiłam pomyślałam. Wokoło były nieznane mi domy i to jeszcze opuszczone, w których nikogo nie było -  tak jak uczyłam się na lekcji historii. Przez około godzinę szłam przed siebie… Aż tu nagle na horyzoncie ujrzałam mężczyznę, który wołał;

- Londyn, nasz Londyn się pali!!!!!!

Wystraszyłam się niezmiernie i nie wiedziałam co robić. Nie widziałam żadnych ludzi tylko dym unoszący się wszędzie - wtłaczał się do wąskich uliczek, do domów i unosił się nad miastem. Nagle pojawił się człowiek, potem drugi i następny. Z miasta wybiegał cały tłum – tysiące Londyńczyków uciekało ze stolicy. Pomiędzy ludźmi biegały zwierzęta- psy, koty a także szczury które przenosiły niebezpieczną chorobę – dżumę… Wiele ludzi na nią choruje, wiele zmarło. Jest bardzo niebezpieczna. ….  Po chwili zastanowienia dołączyłam do uciekających ludzi i biegłam z nimi. Gdy dotarliśmy na miejsce niedostępne dla pożaru zaczęłam szukać mojej rodziny i znajomych – znalazłam wszystkich moich najbliższych – zdążyli uciec. Postanowiłam pomóc potrzebującym – wśród nich spotkałam  pewnego człowieka. Przedstawił się jako architekt sir Christopher Wren. Zapytałam czy wie co się stało w Londynie, jak wybuchł pożar. A on odpowiedział:

- Pożar wybuchł w piekarni, a że Londyn jest zbudowany ze słomy i drewna pożar szybko się rozprzestrzenia. Myślę że po tym wielkim zdarzeniu Londyn będzie większym i silniejszym miastem. Powstaną nowe domy – nie tylko z drewna i wyginą szczury przenoszące zarazę

Pożar trwał cały dzień, noc którą wszyscy przespali na polu uprawnym, kolejny dzień i kolejną noc aż w końcu… spalił niemal całe miasto i został stłumiony. Pozostawił po sobie okropny widok i tysiące ofiar….

Te pamiętne dni były dla mnie strasznym przeżyciem – okazało się, że w pożarze zginęła moja najlepsza przyjaciółka – Luiza, na własne oczy widziałam tragedię wielu osób i najprawdopodobniej największy w dziejach pożar miasta…

Kilka dni później spotkałam poznanego w czasie pożaru architekta.

- Ilu ludzi zginęło – zapytałam

- Około 6 tysięcy – odpowiedział, a ja ze smutkiem odeszłam.

Moja złość, smutek i żałoba nie trwały tylko kilka dni- dotąd z przykrością o tym myślę.

Kartka z pamiętnika Wojtka K. (1)

Londyn 2 września 1666 r.

Coś przerwało mój i tak niespokojny sen. Usłyszałem krzyki ludzi i wołanie o pomoc. Przez chwilę myślałem, że to sen, ale koszmar okazał się prawdą. Spojrzałem przez okno mojego pokoju na poddaszu i zobaczyłem rzeczy straszne: Katedra Św. Pawła stała w płomieniach. Okoliczne domy i sklepy również płonęły. Na ulicach wśród gęstego gryzącego dymu biegali przerażeni ludzie, a pod ich nogami co chwila przelatywaly szczury. Wiedziałem, że nie ma chwili do stracenia i postanowiłem uciekać. Przemknąlem jakoś przez pełen dymu korytarz i wybieglem na ulicę. Wpadłem wprost na Christophera Wrena, któremu z ręki wypadły jakieś szkice i plany. - Człowieku gdzie ty biegniesz? Tam wszystko sie pali - rzuciłem. - Muszę zobaczyć moją katedrę, być może ostatni raz ...

Kartka z pamiętnika Małgosi N.

Anglia, Londyn 02.07.1613r

 

Drogi pamiętniku, wybacz że chwilkę nie pisałam o moich podróżach w czasie ale  to , co się wydarzyło …. Ale po kolei.

Elżbieta ( pamiętasz ją zapewne z moich opowiadań)  wychodziła za mąż za Fryderyka V, księcia Palatynatu – (ślub odbył się  14 lutego 1613r. – pisałam Ci o tym) i zaprosiła mnie na ślub, na którym  poprosiła moją osobę o zawiezienie pewnej przesyłki do Londynu.

 Do Londynu dotarłam na początku czerwca, a tu, okazało się, że będzie wystawiana nowa sztuka Szekspira, którą napisał wiosną tego roku.  Elżbieta znała moją miłość do twórczości Szekspira, znała moje zapędy literackie i w podziękowaniu za moją ofiarność - zrobiła mi niespodziankę. Otrzymałam bilety do teatru!!!

Najpierw muszę ci opowiedzieć, jak wspaniały jest teatr elżbietański. Wprawdzie dekoracji właściwie nie ma  – natomiast stroje, kostiumy – przepiękne. Aktorzy – sami mężczyźni, również w rolach kobiecych. No i ten wzór do pisarskiego naśladowania jako rewelacyjny, jedyny w swoim rodzaju, poeta, dramaturg, aktor- w jednej osobie – William Szekspir !!!

Widzowie są wciągani w akcje sztuki. Super. Czasem rzucają czymś w aktorów i w ogóle szalenie żywo reagują na to, co się dzieje na scenie.. Tak bardzo chciałam to zobaczyć!!! I usłyszeć!!! Przecież sama też piszę sztuki teatralne, że tak ci nieśmiało przypomnę.

Podobno Szekspir nie chciał już pisać dramatów ( mówił , że wyszły z mody), ale nie mógł odrzucić tego „rządowego” zamówienia I TAK POWSTAŁA SZTUKA  p.t. “THE FAMOUS HISTORY OF LIFE  OF THE HENRY THE EIGHT” ( czyli „Henryk VIII”). Podobno miała ona uświetnić X rocznice koronacji Jakuba I – pierwszego Stuarta na tronie angielskim, panującego w Szkocji pod imieniem Jakub VI , ale ja myślę , że to z okazji uroczystości ślubnych jego córki Elżbiety. A może nie? No nie wiem … Tak mówią.

Mówią także, że  Szekspir ostatnio trochę choruje, więc jego przyjazd ze Stratford i osobiste prowadzenie prób było naprawdę super.

  Dlatego w ostatnią sobotę czerwca  (data: 29.06.1613r.) wybrałam się do sławnego „The Globe Theatre”, którego Szekspir jest współwłaścicielem ( Adres: Maiden Lane -obecnie Park Street- Southwark –trafić łatwo, chociaż  w XXI w. budynek stoi o 230 metrów dalej).
 

Miejsce robi wrażenie – mogło w nim być jednocześni 3000 widzów, był amfiteatrem ( zaraz się dowiesz, dlaczego używam czasu przeszłego) Miałam miejsca siedzące – ale były tam również stojące. Bo teatr jest tu powszechnie dostępny i obok arystokracji  mogli przyjść również mieszczanie,  którzy zapłacili mniej za stojące miejsce.  No więc  tłumy, tłumy, tłumy.

No i ogromny pech – w czasie spektaklu , gdy zaczęły walić armaty –płonący  kawałek spadł na pokryty strzechą dach. Od razu wszystko stanęło w ogniu !!! Panika, krzyki, wołanie o pomoc, ludzie przepychający się podczas ucieczki. Makabra. Spróbuj uciekać w długiej sukni. Ogień szybko się rozprzestrzenił.

 No i po przedstawieniu – wszystko spłonęło.

Ale uznałam, że byłaby to jedyna okazja, aby poznać Szekspira i zadać pytanie, więc zaczęłam się za nim rozglądać .Oh, to było straszne. Ciała aktorów płonęły, a ja tylko sprawdzałam czy to nie on. W końcu zobaczyłam skuloną postać z małą łysinką . BINGO. Dym unosił się wszędzie, a po bokach co chwilę cos wybuchało. Dałam Szekspirowi wodę i wyciągnęłam go z „teatru”.

Szekspir pił i pił, i pomyślałam nawet, że pije jak koala,  podczas pożaru  w Australii. Gdy odstawił naczynie od ust, zapytałam go:

- Mistrzu jestem początkującą pisarką. Proszę mi powiedzieć, czy John Fletcher zgodziłby się pracować i dla mnie? Chciałabym usłyszeć jego zdanie  o...

A William nie pozwolił mi dokończyć i odpowiedział:

- Obawiam się, że zająłem go współpracą przez następne miesiące. Dziękuję za wodę i pomoc.  Odwdzięczę się i przeczytam jedno Pani dzieło. Jaki nosi tytuł?

- O, to jest komedia – mam taką nadzieję- pod roboczym tytułem :„The One  Kinsmen”

I wiesz co pamiętniczku – umówiliśmy się dziś  wieczorem.

O tym spotkaniu napiszę  jutro.

Kartka z pamiętnika Pauliny J.

Jest rok 1666, a dokładnie dzień 1 września 1666 roku. Tego dnia przechadzając się ulicą Pudding Lane która znajduje się we wschodniej części Londynu, wszystko było w należytym porządku, ludzie spokojnie chodzili po ulicach i nikt nie spodziewał się że krótko po północy wydarzy się coś strasznego.

 Spacerując w to niedzielne popołudnie podziwiałam piękno Londynu, odwiedziłam miedzy innymi katedrę Św. Pawła, oglądałam domy, kościoły i czułam jakiś dziwny niepokój. Pod koniec mojego spaceru podeszłam do piekarni Thomasa Farynora po świeży chlebek,  po czym udałam się do domu, zrobiłam sobie przepyszną kolacje (tego dnia chlebek wyjątkowo mi smakował).

 Położyłam się spać lecz nie mogłam zasnąć, za oknem hulał wiatr a ja przewracałam się z jednego boku na drugi. Około północy wstałam aby się przejść na nocny spacer gdyż cały czas czułam dziwny niepokój.

 Wyszłam na ulicę i niedługo po północy usłyszałam krzyki ludzi i dziwne tumany dymu które rozdmuchiwane przez wiatr dochodziły od strony ulicy Pudding Lane.  Udałam się więc w tę stronę aby sprawdzić co się dzieje i gdy już byłam blisko zobaczyłam ogień i uciekających ludzi, byłam przerażona , ludzie uciekali wąskimi uliczkami taranując jeden drugiego a ogień trawiła coraz więcej domostw i kościołów nie wiedziałam co począć i również zaczęłam uciekać gdyż zdałam sobie sprawę że jak nie ruszę z miejsca to ludzie mnie zdepczą i zaczęłam biec w kierunku małej piwiarni na Strandzie.  Tam siedziałam do rana i obserwowałam wraz z innymi jak wielkie jęzory ognia wzniecają drugie , paliło się wszystko po kolei , tak daleko jak okiem sięgnąć widać było krwawe płomienie i ten przeraźliwy huk i trzask walących się domów którego nie mogłam już znieść- to było przerażające, paliło się dosłownie wszystko a wiatr to jeszcze potęgował-zbierało mi się na płacz, nie wiedziałam co począć. W piwiarni nad ranem spotkałam Samuela Pepysa- wysokiej rangi urzędnika królewskiego i zarazem autora znakomitego który w tajemnicy prowadził dziennik. Podeszłam do niego i zapytałam co się dzieje a on odpowiedział że w nocy obudziła go służąca Jane, która nie spała do późna, bo szykowała jedzenie dla gości i że on wstał zaspany a zobaczywszy płomienie uznał że to na pewno nic groźnego, i znów się położył. A około siódmej rano służąca powiedziała mu że spłonęło już podobno 300 domów i miasto wciąż się pali Wtedy powiedział:

,,zebrałem się natychmiast i poszedłem do Tower, i tam wdrapałem się na najwyższe miejsce, i stamtąd ujrzałem domy po drugiej stronie mostu wszystkie w płomieniach i olbrzymi pożar z obu stron mostu. Tedy zeszedłem z sercem pełnym troski do komendanta Tower, który powiedział mi , że pożar zaczął się nad ranem w domu królewskiego piekarza na Pudding Lane i że strawił już kościół św. Magnusa i większość Fish Street.,,

Tak siedzieliśmy rozmawiając do późna a pożar wciąż trawił i trawił nie było widać końca wyglądał jak jedno wielkie sklepienie ognia sięgające w tamtą stronę rzeki i łukiem rozpostarte nad wyniosłością na około milę długości.

 Dowiedziałam się że pożar zaczął się w piekarni Thomasa Farynora który to w swojej piekarni w małym domku przy Pudding Lane w Londynie wypiekał chleb dla Jego Wysokości i nosił tytuł królewskiego piekarza. Thomas Farynor wygasił na noc wszystkie swoje piece z wyjątkiem jednego w którym jak później zeznał- ogień już dogasał, a poza tym palenisko położone było w pomieszczeniu z podłogą z kamienia, więc uznał, że nic od niego nie może się zająć.

Kiedy Farynor się obudził w nocy dom był już pełen dymu i zaczął się Wieki Pożar w Londynie.

Przeżycie to było dla mnie straszne i niezapomniane , nie wiem co będzie dalej jak pożar nie zostanie ugaszony , aż się boję kolejnych dni.

Kartka z pamiętnika Karoliny W.

29.05.2016

          Drogi Pamiętniczku!

     Nie uwierzysz co mnie spotkało! Odbyłam podróż w czasie! Tak, właśnie podróż w czasie! Myślę, że pamiętasz co „opowiadałam” ci ostatnio?J A jeśli nie to ci przypomnę. „Opowiadałam” ci o tym, że w piwnicy mojego domu jest dużo zabytkowych rzeczy po dawnej lokatorce i, że zamierzam zbadać to pomieszczenie. Otóż ostatnio zrobiłam jego obchód i znalazłam wehikuł czasu! Moje pierwsze uczucia, które towarzyszyły mi po odnalezieniu tej maszyny to zniechęcenie, gdyż wtedy mówiłam pod nosem tak: „Znowu kolejna, brudna, stara, zardzewiała i duża maszyna, która zapewne do niczego nie służy.”. Tylko, że właśnie po wypowiedzeniu tego zdania stała się rzecz niezwykła, a mianowicie kopuła machiny otworzyła się ze zgrzytem pękających, zardzewiałych zamków. Byłam oszołomiona! Co się stało? Czyżbym coś zepsuła?- myślałam sobie. W otwartej komorze zobaczyłam rząd przeskakujących i migających diod. Postanowiłam zawołać rodziców, ale ciekawość wzięła w górę i wsiadłam do brudnego, ale wygodnego fotela we wnętrzu maszyny. Zanim zdążyłam przyjrzeć się dokładnie wszystkim otaczającym mnie przedmiotom klapa wehikułu zamknęła się z takim samym zgrzytem zamków. Byłam tak zła na siebie przez własną nieuwagę, że moich uczuć nie da się przelać na papier. Ale szybko zapomniałam o złości, gdy poczułam, że pęd powietrza wciska mnie głębiej w fotel- wtedy złość zamieniła się w zaciekawienie. Okazało się, że tajemniczy pojazd uruchomił się. Podróż trwała może 2 sekundy. Maszyna zatrzymała się i otworzyła się jej kopuła. Rozejrzałam dookoła i zobaczyłam, że jestem w… ciemnym pomieszczeniu, ale to nie była MOJA piwnica! Ogarnęło mnie zdziwienie. Wyszłam z maszyny, odszukałam drzwi i weszłam

 na… teren spalonego, ogromnego miasta. Zdziwienie ciągle mi towarzyszyło. Popatrzyłam w lewo i ujrzałam wiwatujących ludzi. Krzyczeli po angielsku tak: „5 wrzesień dzień radości! Skończyła się epidemia i pożar! Wiwat! Wiwat”.

    Jak wiesz, bo pisałam ci o moich zainteresowaniach, jestem bardzo dobra z historii i z języka angielskiego, więc zrozumiałam okrzyki wiwatujących. Szybko przypomniałam sobie, że 5 września 1666 roku zakończył się pożar                        w Londynie a z nim „Wielka Zaraza”. To dlatego to miasto jest tak zrujnowane.- pomyślałam sobie. Ale zaraz zaraz przecież mamy rok 2016!!!- to była kolejna myśl, jaka mnie naszła. Cofnęłam się o 350 lat tą starą maszyną!!!- nie mogłam uwierzyć w to co mnie spotkało. (Zresztą, to nadal w to nie wierzę, gdyż nie ma czegoś takiego jak świat równoległy czy wehikuł czasu!) A wracając do mojej przygody to zobaczyłam, że wiwatujący ludzie ustępują przejścia tworząc dość szeroką alejkę, w której spokojnie mógłby się zmieścić czołg. Wyjechał z niej orszak królewski. Przez zaskoczenie, z którego „nie umiałam wyjść” zapomniałam się ukłonić. Królewska karoca zatrzymała się przed moimi oczami. Wysiadł z niej, bez wątpienia Karol II. Jego charakterystycznych włosów się nie zapomina.J (Kolejny raz przez własną nieuwagę zapominam      o ważnej rzeczy- tym razem o ukłonie.) Kiedy król spostrzegł, że jego poddany (ja) nie jest mu wierny przemówił donośnym głosem do mnie:

    - A ty niewiasto o dziwnych ubraniach- wskazał moje ubranie (Tak na marginesie to myślę, że mój ubiór jest OK, bo zazwyczaj noszę niebieskie spodnie (rurki) i luźną czarną koszulkę z napisem: „Wild And Free”. Nie wiem co mu nie pasowało. Może to, że nie mam sukni albo czegoś w tym stylu?)- skąd przybywasz, że nie masz obowiązku kłaniania się przed twoim panem?- spytał

    - Ja jestem wielka uczona lady Adelaide.- ukłoniłam się nisko- Wcześniej nie kłaniałam się przed waszą królewską mością, gdyż chciałam, aby wasza królewska mość zwrócił na mnie uwagę. Chcę wiedzieć czy ma wasza królewska mość, choć w głowie, plan kto odbuduje Londyn po tej katastrofie?- szukałam jakiegoś sensownego wyjścia z sytuacji

    - Jak śmiesz zadawać twojemu królowi takie pytanie?! Straż brać ją i na ścięcie!!!- wykrzyknął oburzony

    Tym razem szybko zorientowałam się, że grozi mi śmierć, więc prędko odszukałam drzwi, którymi się tu znalazłam          i ponownie weszłam do ciemnego pomieszczenia. Jak najprędzej wsiadłam do wehikułu i próbowałam go uruchomić, ale on nawet nie drgnął! Za plecami coraz wyraźniej słyszałam krzyki strażników. Kiedy już myślałam, że skończę moje życie w wieku dwunastu lat to machina ruszyła. Ucichły krzyki straży i znalazłam się z powrotem w MOJEJ piwnicy. Byłam przeszczęśliwa! Szybko wyszłam z maszyny        i pobiegłam do mojego pokoju. Tam położyłam się na moim łóżku i rozmyślałam nad tym co przeżyłam…

    Dwa dni po mojej przygodzie postanowiłam powiedzieć wszystko rodzicom. Oni mnie wyśmiali i powiedzieli mi, że mam bujną wyobraźnię i, że za dużo patrzę na filmy SF.         W końcu udało mi się ich przekonać, aby zeszli ze mną do piwnicy i weszli do wehikułu. Ten niespodziewanie ruszył           z nimi na pokładzie, ale to temat na zupełnie inną historię…J

bottom of page